Dramatyczny wypadek na szkolnym boisku. U nas winny byłby tylko jeden – nauczyciel, który na skutek fatalnego zbiegu okoliczności przez chwilę nie był tam, gdzie wydarzyła się tragedia. A tu mamy norweskie niuansowanie. Problem rozłożony na barki dorosłych, którzy kryją w sobie dziecięce niespełnione pragnienia, dziecięce lęki i błądzą, poszukując kontaktu z sobą i innymi. Film o rodzinie, norweskim społeczeństwie i polityce, ale także o tym, czym jest poczucie winy oraz odpowiedzialność za własne czyny. Trochę to wszystko za długie, zbyt wielowątkowe. Jako film traci intensywność, bo ma konwencję serialu. A ja nie znoszę seriali. Tylko niezły.
A co w nim jest serialowego? Niezwykły film. Każda scena i dialog wart jest zastanowienia i mówi nam wiele ważnych rzeczy o nas, dzieciach, rodzicach, relacjach. Świecie, w którym żyjemy.
Nauczyciel nawet, gdyby był tam, gdzie wydarzyła się tragedia, niekoniecznie zdołałby jej zapobiec. To nie jest tylko kwestia obecności, ale też spostrzeżenia niebezpiecznego konfliktu. A czy ten konflikt zapowiadał się na bójkę? Z filmu wynika, że uderzenie było jedno i niefortunne.