Nowy papież
powrót do forum 1 sezonu

Od kilku dni chodzę jak struta i popłakuję po kątach <proszę się nie śmiać>. Tak bardzo rozczarował mnie finał "Nowego Papieża", że z pobudek terapeutycznych postanowiłam zwerbalizować magmę moich rozedrganych i - co więcej - rozgoryczonych myśli i napisać kilka słów (he, he... niezłe mi "kilka słów" z tego wyszło!) subiektywnej opinii. Wiele obiecywałam sobie po nowej odsłonie serialu zarówno jako zdeklarowana wielbicielka "Młodego papieża" (dla mnie bezkonkurencyjnego dzieła sztuki w kategorii miniseriali) jak i samej postaci Piusa XIII, świetnie napisanej i rewelacyjnie zagranej przez Juda Law (za którym wcześniej jakoś nie przepadałam). Przede wszystkim jednak byłam, jestem, i będę nadal piewczynią talentu Paolo Sorrentino. Mimo, że perfidnie nas oszukał już na wstępie - wypuszczając dwa trailery, zupełnie zakłamujące realną koncepcję serialu i to nie tylko poprzez sprytne manipulacje tekstem i obrazem, ale i wręcz ingerencją w faktyczną treść dialogów. Sorrentino zadbał o to, aby nas zaskoczyć stwarzając iluzję, którą za chwilę niszczył (i robił to jeszcze kilkukrotnie). Okazało się bowiem dosyć szybko, że nowy papież, Jan Paweł III nie jest wcale taki zły jakim mogliśmy go sobie wyobrażać na podstawie zwiastunu (choć nie wiem czy nie byłoby wówczas ciekawiej). Sir John Brannox objawił się nam jako wybitny myśliciel, uduchowiony arystokrata, ekscentryczny i uwodzicielski artysta, depresyjny wrażliwiec "kruchy niczym porcelana", bo do szpiku kości poraniony rodzinną tragedią. Jednak ten wielbiciel św. kardynała Newmana okazał się być także byłym punkiem, a ostatecznie nawet narkomanem i oszustem. To nie przeszkadza mu jednak w rozkochaniu w sobie szefowej watykańskiego PR-u, Sofii Dubois oraz tłumu katolików, łącznie z rzeszą tych w praktyce wykluczonych, związanych z ruchami LGBT.

Długo broniłam nowego serialu, choć dla wielu osób był on znacznie trudniejszy w odbiorze i w swojej mocno rozciągniętej narracji nudniejszy od poprzednika. Natomiast w warstwie wizualnej po raz kolejny okazał się być niewypowiedzianie piękny. Czarujący światłem i cieniem, kolorowymi neonami i wszechobecną symetrią kadrów, elektryzujący muzyką, oraz liryczną symboliką. Wyszukane metafory, piękne przemowy, metafizyka, sztuka i ... coraz bardziej postępujące, widoczne niemal gołym okiem zepsucie, zło i zgnilizna. Sex, drugs & "The middle way"? Robactwo w Watykanie pleni się w najlepsze, a my czekamy i czekamy na wybudzenie "starego" młodego papieża. Z każdym kolejnym odcinkiem coraz bardziej wzdychamy w rytm coraz liczniejszych westchnień Piusa, który - jesteśmy tego przecież pewni - zrobi tam wreszcie porządek. W końcu może i jest w śpiączce, ale wiemy, że nadal potrafi metafizycznie bywać tu i ówdzie i wpływać na to i owo. Jaki by nie był sir Brannox - to Lenny jest gwiazdą, a dla niektórych już nawet bogiem. Ostatecznie to grupa fanatyków Piusa XIII okazuje się być asem, którego Sorrentino niespodziewanie na koniec wyciąga z rękawa. Ale zanim to się stanie mamy dwa fenomenalne odcinki - 7 i 8. Po trzech nieudanych przeszczepach serca i 9 miesiącach śpiączki Pius nareszcie się wybudza - jak gdyby nigdy nic. Mamy więc kolejny dowód, że "coś z nim nie tak", czy też może raczej, że coś z nim "bardzo tak". Wraca stary, dobry Lenny, ten już odmieniony, w złagodzonej wersji z końca poprzedniego sezonu. Ten, który wyzbył się gniewu, ale nie żarliwości. Który nadal czyni cuda, choć może nie zawsze tak spektakularne, jak w pierwszym sezonie. Czujemy, że wreszcie jesteśmy "w domu", mentalnie wracamy do czasów Młodego Papieża (nawet zmienia się czołówka!). Tego samego, który fascynował, zachwycał i przerażał, a jednocześnie prowokował do refleksji nad dwoistością natury człowieka, nad korzeniami ludzkich podłości, fanatyzmów i wreszcie nad źródłami zmiany, na którą zawsze jest szansa. Osią narracyjną poprzedniego sezonu była bowiem właśnie przemiana Piusa, przemiana - zdawać by się mogło - autentyczna i mająca potwierdzenie w wydarzeniach i zachowaniu Lennego po przebudzeniu ze śpiączki. Pius, który w pierwszej serii miesiącami ukrywał swoją twarz, chował się przed swoimi wiernymi - wreszcie na koniec wyszedł do ludzi. Analogicznie Sorrentino tworząc z niemal całego sezonu coś na kształt "adwentu" - tym razem to nas stawia w roli "wiernych" oczekujących cierpliwie, aż "nasz" papież ponownie się objawi. Jednocześnie sugeruje, że tylko on może rozprawić się z zepsuciem, które coraz mocniej spowija Watykan. Jan Paweł III może i jest porywającym mówcą i genialnym performerem, a nawet ma plan na całkiem poważną rewolucję (którą nazywa swoją "drogą środka") - ale jednocześnie od początku do końca nie mamy nawet pewności czy jemu aby na tym "papieżowaniu" w ogóle zależy? Zawalony na skutek syndromu odstawiennego arcyważny wywiad na żywo, depresja z powodu śmierci psa, poczucie bycia w nieustannej kontrze do samego siebie, ciągłe popadanie w marazm i nostalgię... Przez cały serial mamy wrażenie, że sir Brannox został na tron piotrowy albo wepchnięty siłą, albo zwabiony czy to trywialnym podstępem Voiello, czy też może raczej urokiem Sofii? Towarzyszy nam nieodparte wrażenie, że niby mądrze prawi, niby jest taki rozsądny i stonowany, a nawet bywa dowcipny i charyzmatyczny, ale jednocześnie chronicznie wyzuty z nadziei, na stałe wbity w tę swoją "szczelinę niepewności". Nie ma w nim gorliwości Piusa - ani do wołania Boga, ani nawet do Jego negacji - jest tylko nihilizm. I ta postawa Brannoxa świetnie wpisuje się w cały sezon...

Macki zła coraz szczelniej oplatają kolejnych bohaterów, opary zgnilizny unoszą się w powietrzu, zakonnice w czołówce tańczą coraz śmielej, a robaki pojawiają się coraz liczniej... i kiedy wreszcie po solidnej dawce radości i nadziei na zmianę w postaci odcinków nr 7 i 8 - dostajemy... totalnie spalony odcinek 9. Wiem, że jest całkiem sporo osob zachwyconych finałem, ale ja do nich nie należę. Od kilku dni rozbieram ten odcinek na części pierwsze i odnoszę nieodparte wrażenie, że twórcy mieli materiał na conajmniej dwa, trzy odcinki, ale postanowili na siłę "wcisnąć" go w 60 minut. To rozwiązanie okazało się być dla mnie niestrawne. Otrzymaliśmy bowiem emocjonalny koktajl do wypicia duszkiem, byle szybko, bo czas goni. W efekcie mamy odcinek pełen niedorzecznych zwrotów akcji, trudnych do wytłumaczenia scen, niezrozumiałych zachowań, niekonsekwentnych reakcji. Wszystko to porwane, pocięte, rozedrgane, przekontrastowane, niedopowiedziane, pozwalające na bardzo swobodną interpretację. Zabiegi, które stosuje Sorrentino w ostatnim odcinku jawią się jako przesadzone i efekciarskie, a nagła przemiana Piusa po raz kolejny w fanatyczne, rozwydrzone dziecko - zwyczajnie nieautentyczna. Emocjonalny rollerocaster trwa do samego końca. Tajny konsystorz, którego sensu chyba nikt do końca nie ogarnia (łącznie z samymi kardynałami) jako "odgrzewany kotlet" z ponownie nagle i magicznie zradykalizowanym Lennym (któremu jednakowoż prohomoseksualna polityka Brannoxa zdaje się zupełnie nie przeszkadzać) w kolejnej odsłonie traci cały urok prototypu - jawi się nam groteskowo. Sprowadzenie całego nabrzmiałego zła sezonu do winy Piusowych fanatyków, którzy okazują się stać za zabiciem księdza i porwaniem dzieci w Ventotene - jest mało wiarygodne.

Kiedy bowiem wnikliwie prześledzimy wydarzenia - okaże się, że zła w tym sezonie było znacznie więcej i miało bardzo różne oblicza. Istnieje hipoteza, że po raz kolejny reżyser wyprowadza nas w maliny sugerując, że to fanatycy, którzy przez większość sezonu stoją pod oknami Piusa w Wenecji są odpowiedzialni także za zamachy w Lourdes i Watykanie. W prawdzie nie przyznał się do nich kalif, ale... kto wie czy nie pojawi się ktoś jeszcze w kolejnym sezonie? Sorrentino potwierdził, że całość zamknie się w trylogii. Pytanie czy Lenny jeszcze do nas wróci? Ostatnie sceny przemówienia sprawiają wrażenie dziwnie nierealnych. Słowa Lennego (mimo, że pięknie zagrane przez Juda Law) kojarzą mi się trochę z wyświechtanymi banałami, próbą przykrycia znakami zapytania wstawionych gdzieś pomiędzy tez i zrobienia tanim kosztem dobrej gry aktorskiej "efektu wow" na koniec. Efekt ten jednak burzą niepoprawnie pod kątem teologicznym sformułowane pytania... "Czy on jest Bogiem, czy Duchem Świętym?" - to jakby zapytać "Czy on jest człowiekiem, czy istotą ludzką?" w kontekście katolickiej doktryny. Cały ostatni odcinek zdecydowanie odstaje i formą i treścią od poprzednich... odczytuję go jako niedopracowany zbiór majaków, naprędce próbujący jakoś zespolić i domknąć poszczególne wątki, bez ładu, składu i konsekwencji. Wszystko dzieje się tak szybko, że mamy wrażenie jak byśmy oglądali streszczenie odcinka w przyspieszonym tempie, a połowę treści mieli sobie sami dopowiedzieć... No i każdy sobie dopowiada jak umie. Jeden lepiej, drugi gorzej.
I jakkolwiek finalnie przepiękny wizualnie obraz Lennego "surfującego" na rękach wiernych, aby samotnie spocząć pod pietą Michała Anioła (wymowne - jako sierota, której nie ma kto trzymać w ramionach) wzrusza do łez - to i tak jednocześnie rozczarowanie chwyta za gardło. Nie wiem co myśleć, panie Sorrentino. Czy doskonałość "Młodego Papieża" przerosła nawet Pana, czy też może raczej (co pewnie bardziej prawdopodobne) mnie przerosła Pana wizja? A może jedno i drugie?

ocenił(a) serial na 7
ShoshanaM

W pełni się zgadzam. Świetnie napisane. Cały 2 sezon to rozprawa nad tym co się dzieje z ludzmi gdy Bóg spi.Ale..fatalny ostatni odcinek zaprzecza wszystkiemu. To jak we Wladcy Pierscienia Powrocie króla gdzie mieliśmy napredce wcisniete kilka zakończeń które śmiało mogłoby być kolejnym filmem. Po co było tak przedluzac fabułe by podgonic w ostatniej części?? Dalo to efekt wręcz groteskowo kiczowaty. To jakaś moda. W Grze o Tron mieliśmy podobnie. uczynienie z Lennego w 9 odcMojżeszowego kaprysnego Boga by za chwilę włożyć mu w usta zgodzę się kiczowate przemówienie i scenę ponownego morza to już zaprzeczenie 1 sezonu. Dla mnie wielka szkoda. Nadal uważam że 1 sezon to arcydzieło w którym wszystko było wyważone i w punkt.

ocenił(a) serial na 8
alinee_filmweb

Dokładnie. Cieszę się, że nie tylko ja mam podobne odczucia :) czekam wciąż na jakieś profesjonalne recenzje omawiające ten problem

ocenił(a) serial na 8
alinee_filmweb

I dzięki za miłe słowa :)

ocenił(a) serial na 5
ShoshanaM

Oceny nie mają w przypadku takiego serialu wielkiego znaczenia, bo ciężko tak po prostu jednoznacznie sprowadzić go do 5, ale niestety dla mnie powrót do tego świata był nieudany. Pierwszy odcinek mi się nie podobał, ale potem zaakceptowałem ten humorystyczny radykalizm z Franciszkiem uznając, że może w dalszym rozrachunku ma to sens. Niestety po odcinku w willi Brannoxa jego władania w Watykanie nie przekonało mnie. Podobnie wątek Esther (nic więcej ponad estetyka), czy skorumpowanie księży, bunt sióstr, postać Bauera - obiecywałem sobie więcej po tych wątkach. Właściwie jedynie Voiello trzymał poziom. Motyw z oddychaniem Piusa był dobry, jego przebudzenie i ciekawy, jakby oderwany od całości odcinek 7 - bardzo dobry i niestety 8 już jedynie ok, ostatni nieudany, fabularnie nieciekawy, oparty na wtrącanym, jakby na siłę wątku z porwaniem, słaba konfrontacja papieży i ucięte, zbanalizowane domknięcia wątków innych postaci, aż po kuriozalne scenki "co było dalej". Ten serial wg mnie nie powinien mieć kontynuacji. Sorrentino pięknie opowiada wizualnie, ale niestety zarówno w ostatnich filmach, jak i w serialu - nie przekonuje mnie fabularnie.

ocenił(a) serial na 8
tocomnieinteresuje

Bardzo podobnie to czuję. Ten serial był pomyślany pierwotnie raczej jako samodzielny miniserial i ma ten moment wolałabym chyba żeby takim pozostał. Niestety odzobaczyc sie nie da. Zwłaszcza końcówki... miałam dużo przemyśleń w trakcie, to duża wartość. Ale po finale nie wiem czy one wszystkie nie zostały zanegowane? Czy sorrentino celowo nas pozostawił w takim dziwnym stanie? Niestety tego nie jestem pewna....

ocenił(a) serial na 5
ShoshanaM

Ktoś tutaj wspomniał, że S. myślał o trylogii, więc o ile 1 sezon zamknął w sposób intrygujący, dający niedosyt (ale był to dobry niedosyt) tak tutaj zagrał typowo, wprowadzając haczyk na kolejny sezon. Całość miała swoje momenty, chociaż bardziej były to inscenizacje (miło się patrzy), niż coś, co autentycznie zostanie na dłużej. Wielka szkoda.

ocenił(a) serial na 8
tocomnieinteresuje

Ja wspomniałam ;) tak, zostawił haczyk mimo pozornego zamknięcia wątków. Ale scena śmierci jest zagadkowa... symbolicznie niby oczywista, ale skąd ten smutny, wręcz zbolały wyraz twarzy Piusa wchodzącego do morza....?

ocenił(a) serial na 5
ShoshanaM

:) Myślę, że może faktycznie była idea, aby Pius wybudził się pod wpływem rzeczy, które zaczęły się intensyfikować w kościele i jego rolą było wyprowadzenie wszystkiego na prostą (choć biorąc pod uwagę, że w 9 odcinku mu "odbiło", przez co zginął ksiądz jest to nie do końca spełnione), a w momencie w którym przyjął te wszystkie rzeczy na siebie, jego ciało znów powróciło do śpiączki. W końcu obudzenie się było niewytłumaczalne. Scena z morzem symboliczna, bo z niego wyszedł i do niego powrócił. Także w 3 sezonie znów będzie podobnie, albo już ostatecznie go scenarzyści pogrzebią. Nadal jednak jest to dla mnie niespójne, bo ostatecznie zamiast silnej osi fabularnej robi się telenowela.

ocenił(a) serial na 8
tocomnieinteresuje

Otóż to... wyszło to tak jakby Pius miał za zadanie to zło wyplenic. Tymczasem jedyne co zrobił to uratował dzieci i dokonal polowicznego cudu u niepełnosprawnego Arka. I to przy okazji... trochę mało. Resztą się porozwiazywala niejako obok roznymi drogami... czyli teoretyczny zamysł nie sprawdził się do końca... a ten w praktyce jest tak pogmatwany że niejasny. Dla mnie najdziwniejsze w całym kontekście jest scena rozmowy pod obrazem dwóch papieży. Oraz przemowa na koniec.... no i ten konsystorz. Od niego w zasadzie wszystko się zaczyna sypać .

ocenił(a) serial na 5
ShoshanaM

Nie skreślam S. i dam szansę kolejnemu sezonowi, ale też nie ma skrupułów, aby odpuścić dokończenie. Podobnie miałem z 1 sezonem "Opowieść podręcznej", gdzie niepotrzebna była moim zdaniem kontynuacja. Finał również nie dopowiadał wszystkiego, ale zostawiał widza z poczuciem i niedosytu i zadowolenia, że całość została ładnie spięta. Niestety nastąpiła kontynuacja i ona już zakończyła się pozostawienie furtki do kolejnej serii, która znów była słabsza i straciłem zainteresowanie bohaterką. Przy czym nadal poziom audio-wizualny był ok.

ocenił(a) serial na 8
tocomnieinteresuje

Ja tak miałam z 13 reasons why...

ocenił(a) serial na 5
ShoshanaM

O. Ten serial odrzucił mnie już po 2 odcinkach:)

ocenił(a) serial na 5
tocomnieinteresuje

"The Consequences of Love" od Sorrentino bardzo lubię. Mam nadzieję, że jeszcze wróci do subtelniejszych obrazów.

ocenił(a) serial na 5
tocomnieinteresuje

A z seriali 1 sezonowych polecam "Olive Kitteridge".

ocenił(a) serial na 8
tocomnieinteresuje

Ogladalas może "Mesjasza" i "Dark"?

ocenił(a) serial na 5
ShoshanaM

"Dark" tak. Tutaj w sumie drugi sezon uważam za słabszy, ale utrzymał ciekawość. Niemal każdy odcinek przynosił coś nowego w dosyć skomplikowanym "świecie" serialu:) "Mesjasz" nie znam. Nie czytałem o nim nawet. Widzę, że jest nowy, a ostatnio nie oglądałem nic poza "Nowym papieżem" i "Strażnikami" (średni moim zdaniem).

ocenił(a) serial na 8
tocomnieinteresuje

polecam Ci Mesjasza. jest mniej skomplikowany w fabule niż powyższe, ale bardzo ciekawy. żaden inny serial ostatnio mnie tak nie porwał.

alinee_filmweb

Przemyślenia ciekawe i w większości słuszne, towarzyszą zapewne wielu z widzów .
Co bym dodał, pewnym sukcesem Sorrentina jest to, że całościowo sezon będziemy mogli ocenić dopiero w szerszym kontekście. Na razie mam wrażenie, że finał został tak pogmatwany, bo reżyser:
-chciał zagrać na emocjach obu stron "barykady światopoglądowej"
-wtrącić trzy grosze swojego zapatrywania na sprawy St.Ap.
-udowodnić swoją wyjątkowość i nieprzewidywalność.
Przy dosłownym postrzeganiu finałowej sekwencji razi przede wszystkim brak logiki w rozwijaniu akcji i bohaterów. Nie zgodzę się by uderzał mnie Pius XIII w formie z konsystorza ( na marginesie- zabawa w znikającego kardynała, choćby Ozolinsa i Marivauxa jest mocno irytująca) , w końcu działał w najwyższym napięciu, poczuciu odpowiedzialności za najbliższą sobie grupę. Jego reakcja na "tęczowe" zmiany JPIII wydaje się rozsądną, działał w perspektywie wyższej konieczności, nie chciał skonfliktować ze sobą mas ani (współ) papieża, mogąc problem odstawić na później. Podkreślił tchorzostwo kardynałów, w kontrze do zaskakującej odwagi Brannoxa. Poza tym owe reformy zostały zapewne zapowiedziane, lecz ich realizacja, przy watykańskim tempie, nie została nawet rozpoczętą, przez co trudno by Pius uznawał współwładcę za heretyka i uzurpatora z racji rzeczy.
Natomiast zupełny odlot zaczął się się potem.
Powiązanie terroryzmu islamskiego z perspektywą powrotu Belarda było wręcz oczywiste, patrząc na kalendarz wydarzeń(zamachy w Afryce) , używany przez "kalifa" język, wysłanie przez tegoż emisariusza(przecież nie w strachu przed przelewem krwi). Natomiast po denucjacji bandy świrów z Wenecji, Kuria nie sprawdziła nawet możliwych powiązań ludzi od czerwonej z "kalifem" , nie poznaliśmy sprawców z Lourdes i Watykanu (nie byli to ci sami, bo tamci siedzieli pod szpitalem kardiologicznym). Zatrważające uproszczenie.
Najbardziej jednak szokuje ostatnie przemówienie Piusa (inny fakt, że nie sprawiał on wrażenia specjalnie utalentowanego w tym zakresie). W wyniku impulsu, na który miał znikomy wpływ, postanowił wygłosić mowę-trawę , o przesłaniu "Sorry,wierni. W sumie z tym moim pontyfikatem trochę głupio wyszło". Jeżeli posiadałby choć cień charyzmy i odpowiedzialności,o którą ów bohatera posądzaliśmy, powiedziałby że jeżeli "droga środka" cokolwiek oznacza to trwanie przy Bogu (którym on nie jest) i Kościele niezależnie od okoliczności ,że każdy kto kogo innego dąży boskim kultem stawia się poza nią, że zapomniano o jego słowach z pierwszej homilii o byciu bliżej Boga niż kogokolwiek innego, że każdy kto zabija niewinną istotę w imię czegokolwiek, (przeciw któremu zjawisku przed atakiem walczył z takim uporem) staje po stronie zła niczym "kalif". Z wypowiedzi nie wynikało zaś nic, co mogłoby rozwiązać istniejące problemy związane bezpośrednio z głoszącym (mało tego, zgodnie z przesłaniem Belarda niezdrową ciekawosc je piętrzyła) poza tym, że jego pontyfikat to w sumie przy tym co zrobił Brannox pomyłka. I mamy uwierzyć, że Młody Papież od tak stracił rozum, który potrafił zachować jeszcze pół odcinka wcześniej oraz w nieco podobnej sytuacji po śmierci Doussoliera i kleryka.
Więc ostatecznie, jeżeli Sorrentino nie odkręci tej akcji w trzecim sezonie,jeżeli nie dokończy najważniejszych wątków, będzie to zapewne spektakl o księdzu Voiellu, który w Watykanie przeżył wielu dziwaków.

ocenił(a) serial na 8
To_waryjat

dzięki za TWOJĄ perspektywę. BARDZO słuszne uwagi. Ja nie do końca się jestem w stanie pogodzić z tym, że Lenny został bezpowrotnie odesłany na tamten świat... jeśli kolejny sezon bedzie o Voiello to ja chyba wysiadam. Jako jedna z nielicznych zdaję nie zachwycać się postacią Voiello w tym serialu. Zewsząd słyszę głosy zadowolenia, że "dobrze, że Voiello został papieżem". No ok, może się nadaje, bo jest dobrym POLITYKIEM. Noatebene w którymś odcinku MP Lenny mówi do Guiterreza, że czasem myśli, że Voiello byłby lepszym papieżem. Guiterrez uspokaja go, że absolutnie nie. Bo Voiello jest politykiem, a to nie to samo co papież.
Czy Voiello rzeczywiscie jest taki fajny? Ja wiem, że ten sezon przedstawił go w zasadzie od dobrej strony. Wiemy, że kochał Girolamo. Wiemy, że starał się przesadnie nie brudzić sobie rąk, choć moglismy mieć wątpliwości na początku czy nie pryczynił się do śmierci Franciszka... Natomiast mamy też ciekawą rozmowę między Bauerem a Voiello, w której ten pierwszy zdradza, że to nie on zabił Franciszka, wg niego zabiło go poruszenie palca Piusa ;) Voiello mówi wówczas, że wolałby nie zagłębiać się w tego rodzaju sprawy (nie pamiętam dokładnego cytatu, ale wydzwiek był taki, że "woli nic nie wiedzieć"). Czyli przymknąłby oko na zło gdyby tylko było mu na rękę. Czy kogoś to dziwi? Voiello jest interesowny, jest wyrachowany, jest narcystyczny, marzy o byciu papieżem, jest oportunistą, imponuje mu władza, bogactwo, luksusy.
Czy pamiętacie wstrętny podstęp Voiello, w którym to zmusił Ester do próby uwiedzenia Piusa by zrobić im zdjęcia by móc go nimi szantażować?
A pamiętacie, że olewał konsekwentnie problemy sióstr zakonnych, aż do momentu, gdy dowiedział się, że musi odejść. Po prostu chciał po sobie zostawić dobre wrażenie (no i, żeby dziecko było nazwane jego imieniem ;))... Ale już zamiast usunąć molestujące siostry zakonne - przeniósł siostrę Ivankę.
Znienawidzonego Assente wydala do Kabulu podobnie jak znienawidzonego Hernandeza - mimo, że przewiny tego pierwszego są niewpsółmierne do winy tego drugiego, który jest pedofilem (nie wydala go ze stanu duchownego !).
Mamy więc przypuszczalnie sytuację kolejnej osoby u władzy w KK, która będzie sprawy zamiatała pod dywan, a nie robiła z nimi realny porządek.

ShoshanaM

Oczywiście w odpowiedzi do głównego wątku

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones